poniedziałek, 9 września 2013

- Może zamiast patrzeć jak się katuję pomógłbyś mi? - Nahia zirytowała się obojętnością Jimmiego, który oparł się o samochód odpalając papierosa. Postanowił jednak się nie odzywać i w takim milczeniu przyglądać się dziewczynie. - Dziękuję za pomoc, bezużyteczny człowieku! - krzyknęła do niego spod drzwi apartamentowca. - Idziesz, czy będziesz tak stał? I czy ja cię w ogóle powinnam do siebie wpuszczać? - zapytała sarkastycznie, lecz uznała, że coś w tym jest. Tym razem doszła do wniosku, że najlepszym rozwiązaniem będzie przejażdżka windą, bo właściwie komu chciałoby się wchodzić na 3 piętro schodami, zwłaszcza kiedy ma się tonę zakupów do wniesienia i windę pod ręką. W oczekiwaniu na środek transportu pomyślała o swoim mieszkaniu, z którego była tak dumna, o drzwiach, które zaraz otworzy... lecz wzdrygnęła się na samą myśl o ich zamku. Kiedy winda w końcu zjechała Nash minęła prawdopodobną sąsiadkę, która właśnie kierowała się ku wyjściu. Oczywiście uśmiechnęła się elegancko i powiedziała dzień dobry. Lepiej chyba jest być na przyjaznej stopie z sąsiadami, czyż nie? - pomyślała. Niestety Nahia nie usłyszała jak jej drogi towarzysz również wymienia uprzejmości. Skarciła go wzrokiem w efekcie czego Jimmy tylko wzdrygnął ramionami na znak braku zainteresowania.
Gdy w końcu dotarli do jej małego zakątka Nahia mogła głęboko odetchnąć. Gdyby nie miała nieproszonego gościa pewnie wskoczyłaby w swoje najwygodniejsze dresy i włączyła muzykę na cały regulator. Właśnie sobie wyobrażała jak byłoby wspaniale, gdy z błogiego marzenia wyrwał ją ciepły, zachrypnięty, niski głos, który chcąc nie chcąc uznała za pociągający.
- A więc słuchasz Black Sabbath. - powiedział wskazując na plakat, który zdążyła powiesić jeszcze wczoraj przed snem.
- Taak, czwórka moich bogów.
- Są nieźli.
- Nieźli? Są genialni! Nawet się nie waż zaprzeczyć.
- Nieważne.
- Nieważne? Okej - Nash pokręciła w zdumieniu głową I zabrała się za rozpakowywanie toreb. - A czego Ty słuchasz?
- Ja? Ciężko sprecyzować. - rzucił chwytając piwo, które dziewczyna mu podała. Zaraz po tym usiadł na podłodze wcześniej podkładając sobie pod siedzenie poduszkę. Oparł się o barek tak, że mógł podziwiać zachód słońca przez okno, a gdyby nawet wytężyć wzrok można by dostrzec słynny napis Hollywood.
Gdy Nash uporała się w końcu z zakupami wzięła piwo i delikatnie oparła się o barek. Otwierając butelkę przyglądała się dokładnie profilowi faceta, którego można było określić mianem cichego, a wręcz milczącego, tajemniczego, a zarazem intrygującego, bezpośredniego, ale dającego się lubić. No i nie mogła nawet przed sobą ukrywać, że nie jest przystojny, bo był nawet cholernie przystojny. Burza długich, nieułożonych, kruczoczanych włosów, orzechowe oczy, ledwo dostrzegła tęczówki ze względu na jego bardzo szerokie źrenice, łagodne rysy twarzy, które sprawiały, że wyglądał na wiecznie zamyślonego... młody bóg, tak podsumowała to wszystko w myślach. Ciągle nie mogła jednak wyprzeć przekonania, że go gdzieś już widziała. Szybko jednak przestała o tym myśleć, była szczęśliwa, że nie zajęło jej zbyt wiele czasu poznanie kogokolwiek. Fakt, że przez przypadek, ale zawsze coś. Doszła do wniosku, że takie siedzenie w upalny dzień w środku mieszkania, gdy ma się do dyspozycji całkiem duży balkon nie ma sensu, upiła spory łyk zimnego piwa i nalała wody do miski.
- Co robisz? - zapytał Jimmy najwyraźniej wybudzony ze swojego transu.
- Chcę umyć ten balkon. Albo chociaż podłogę - skrzywiła się na widok oblepionej, czarnej posadzki.
- Przestań.
Nahia popatrzyła na niego z dziwnym wyrazem twarzy.
- Masz nożyczki? - kontynuował.
Nash pokiwała twierdząco głową i wskazała karton leżący obok niego.
- Idealnie - szepnął i zaczął wyciągać wszystko z leżących kartonów.
- Ale...
- Ciii - Jim próbował uspokoić Nash i uśmiechnął się najszczerszym uśmiechem jaki dziewczyna kiedykolwiek widziała. I nagle przestała się złościć. Chwilę później chłopak poukładał wycięty papier na posadzce balkonu i tym razem usadowił się na świeżym powietrzu. Nahia dołączyła do niego przynosząc sześciopak, z którego ubyły już dwie butelki.
- Wciąż jednak uważam, że lepiej było to umyć. Nieważne. Więc -  czym się zajmujesz? - spytała siadając obok.
Jimmy spojrzał na nią uważnie, po czym odpowiedział wymijająco:
- Hmm... to zależy.
- Zależy? - dziewczyna zmarszczyła brwi. - Od czego?
- Nieważne. Pomówmy o tobie. Czym ty się zajmujesz, skąd jesteś, bo domyślam się, że nie z LA.
- Mogłabym przysiąc, że ty też nie - Nahia uśmiechnęła się zadziornie. - Więc... odpowiadając na twoje pytania. Zajmuję się, w sumie niczym. Dzisiaj złożyłam parę podań o pracę w różnych miejscach, takich jak jakieś magazyny muzyczne, czy inne bary, puby. A ogólnie gram na gitarze. Kalecznie, ale gram. Głównie i właściwie dla siebie. Urodziłam się w Staffordshire, w Anglii. Tata dostał jednak możliwość lepszej pracy w Seatlle, i oto jestem, osiemnastoletnia, świeżo po szkole i szukająca szczęścia w życiu. Proszę bardzo, krótka nota biograficzna nic nie znaczącej, smutnej dziewczyny, która czuje się na co najmniej 60 lat i której najlepszym przyjacielem jest muzyka.Otwarłeś puszkę pandory, wiesz? Teraz będę narzekać. - zaśmiała się smutno.
- Wspomniałaś coś o byciu nic nieznaczącą. Nie lubisz mieć prywatności, chcesz.być osobą publiczną? Muzykiem?
- Nie, nie o to chodzi... chociaż właściwie, tak. Chciałabym. Jedno z moich największych marzeń. Tylko nikt z mojej rodziny nie wierzy w marzenia i wydaje im się to głupie. Z czasem zaczęłam sama w to wierzyć i skończyłam jakiekolwiek starania.
- Nie powinnaś wątpić w szczęście, bo na tym to niestety polega. Ale zastanów się poważnie nad tym "zawodem" jeśli można to tak nazwać. Wiele osób jest z niego niezadowolonych. Powiem dosadniej, zaczynają być popieprzeni. Jak myślisz, dlaczego mówi się, że rockmani są wredni i małostkowi? Z czasem przestaje ci zależeć na czymkolwiek... bierzesz się za dragi, alkohol i krzywdzisz wszystkich dookoła, a najbardziej siebie.
- Wow... Mówisz o tym jakbyś miał dosyć duże doświadczenie.
Jimmy spojrzał na Nahię surowym wzrokiem i znowu zamilknął. I znowu to dziwne przeczucie...
- O cholera! - dziewczyna gwałtownie wstała z miejsca przewróciwszy butelkę, z której wylała się resztka piwa. Oczy świeciły jej się jakby widziała co najmniej ducha. Pobiegła szybko do salono-sypialni, zaczęła szybko przebierać w kartonach, po paru minutach znalazła to, czego szukała i wróciła do swojego gościa. Porównując zdjęcie dołączone do winylowej płyty zespołu, który uważała za święty. Led Zeppelin. Jimmy Page. Sanffordshire. Robert. Myśli przelatywały przez jej głowę tak szybko, że nie wiedziała na czym skupić uwagę. - O cholera!
- Teraz właśnie się dowiedziałaś od czego zależy czym się zajmuję.
- Chryste! Cały czas mi kogoś przypominałeś... Ale nigdy bym nie pomyślała, że mogę spotkać Jimmyiego Pagea w cholernym sklepie dla cholernych majsterkowiczów!
- No widzisz... teraz widzisz. O tym mówiłem, jak wspomniałem o byciu osobą publiczną.
- Przepraszam, wybacz. Po prostu nigdy nie pomyślałam, że będę pić piwo z jedną z najsłynniejszych gwiazd rocka i moim idolem. - Nahia usiadła z powrotem na swoim miejscu.
- O tym też coś chyba wspominałem. - Jimmy uśmiechnął się po raz drugi w ten niesamowity sposób, który doprowadzał ją do ekstazy. Szybko jednak odwróciła wzrok.
- A tak swoją drogą, często wpraszasz się do obcych ludzi?
- Niezbyt często potykają się o mnie dziewczyny. - zaśmiał się.
- Jakoś nie chce mi się w to uwierzyć... - droczyła się.
- No dobra, często - skwitował. - Ale większość robi to specjalnie. A gdy zobaczyłem te zagubienie w twoich oczach i gdy upewniłem się, że nie masz pojęcia kim jestem, pomyślałem, że może przez chwilę posiedzę z kobietą, która nie będzie starała się wejść mi do łóżka ze względu na mój zawód. Tak właściwie to nie wiem co wy ciekawego widzicie w naszych mordach...
- Co widzimy? Na przykład przystojnych, utalentowanych facetów, którzy tworząc muzykę oddają tym samym kawałek siebie? Którzy zważają na emocje? Ale, co ja tam wiem. Mogę mówić tylko za siebie.
- Też podobają Ci się rockmani?
- Głupie pytanie. Ja po to żyję, żeby znaleźć swojego rockmana. - Nahia zaśmiała się, mimo że powiedziała prawdę. Jimmy także się uśmiechnął i spojrzał na nią.
Siedzieli później jeszcze parę godzin, słońce zdążyło już dawno zajść. Byli na zmianę to pogrążeni w kompletnym milczeniu to prowadzili ożywioną rozmowę pełną pasji. Dobrze się dogadywali. Nahia miała nadzieję, że uda jej się zaprzyjaźnić z Jimmym... od czasu Stanffordshire nie miała już przyjaciela. To dziwne, że teraz nagle znalazła z kimś wspólny język... i to nie z byle kim, ale z liderem Led Zeppelin. Jakoś ciągle nie potrafiła uwierzyć. Co chwilę zerkała na niego ukradkiem, żeby popodziwiać boga Rock n' Roll'a we własnej osobie. I dlaczego czuła się w jego obecności tak... swobodnie? Może dlatego, że nie był ani trochę krępujący. Cały czas przechodziły jej przez jej głowę dziwne i oczywiste myśli.
- To co? Gotowa na wyprawę na Sunset?
- Myślałam, że pójdziemy wcześniej.
- Tak, też tak myślałem, ale nie chciało mi się ruszać, teraz jednak jestem zmuszony, bo za jakieś - spojrzał na zegarek - 37 minut muszę być w Whisky.
- Whisky a Go Go!? - Nahia wybałuszyła oczy. - Nie no... zgrywasz się, co nie?
- Chciałbym, ale nie teraz.
- No to na co jeszcze czekamy? - poderwała się z miejsca i dopiła swoje piwo.
- Nie przebierasz się? - Jimmy był wyraźnie zdziwiony.
- A co? Powinnam? Źle wyglądam, czy coś?
- Nie, nie.. wręcz przeciwnie. Ale większość przebywających tam dziewcząt, o ile nie wszystkie ubierają sukienki, czy coś w tym rodzaju.
- Nie wiem czy wspominałam, ale ja nie jestem większością. Dobrze się w tym czuję i nie widzę potrzeby zmiany ciuchów.
- W takim razie idziemy. - chłopak podał dziewczynie ramię i ruszyli.
- Cholera... miałam wymienić zamek w drzwiach. - Nahia syknęła w złości patrząc na stare wejście.
- Oh, nic się nie stanie jeśli wymienisz go jutro.
- No chyba nie... - westchnęła poddając się.
30 minut później byli już na miejscu. Nahia strasznie żałowała, że dzisiaj już nie zobaczy reszty Sunset Strip, ale nigdzie nie miała zamiaru się stąd ruszać, przynajmniej mogła mieć pewność, że zdąży jeszcze to zrobić.
Na wejściu Whisky rzeczywiście wyglądało na dosyć ekskluzywny klub. Czerwone kolory dodawały temu miejscu jeszcze więcej uroku. Nie był to ogromny klub, lecz urządzono go w tak idealny sposób, że mogła się tam zmieścić całkiem spora liczba osób. Nahia i Jimmy oczywiście weszli bez kolejki. Gdyby mieli tam stać to pewnie weszliby prawdopodobnie nad ranem. Nash podziękowała w myślach losowi i obiecała sobie, że jakoś odwdzięczy się za to Jimmy'iemu. W końcu nie każdy ma okazję wejść na koncert bez biletów i parogodzinnego oczekiwania. Wnętrze wywarło na dziewczynie jeszcze większe wrażenie. Kolejne mini-marzenie do skreślenia. Była strasznie podekscytowana całą tą sytuacją, z każdą kolejną chwilą coraz ciężej było jej w to wszystko uwierzyć. A najbardziej w jej nowego znajomego. Przecież takie sytuacje się nie zdarzają. A jednak... Tylko dlaczego ona? Przecież to nie ma sensu. Cholera, przecież on też musi mieć kogoś normalnego, z kim może porozmawiać. Nie żeby on był nienormalny, czy coś, ani ona do końca normalna, w jej mniemaniu, ale z pewnością większość dziewcząt patrzy na niego przez pryzmat sławy i pieniędzy. Ale czy ona też z czasem nie zacznie tak robić? Nie ma mowy. Nie dopuści do tego. Nigdy. O ile ta znajomość przetrwa. I tak trwa już dłużej niż zazwyczaj.
- No i jak? Podoba się? Zadowolona? - Jimmy podniósł głos, żeby na pewno go zrozumiała w tym zgiełku.
- Właściwie to tak. Nawet nie wiem co powiedzieć, jak to wszystko skomentować. - Nash odparła w zdumieniu cały czas się rozglądając.
- Nie musisz nic mówić, ważne, że ci przypadło do gustu. Słuchaj teraz uważnie - znowu spojrzał na zegarek, a później starał się uchwycić jej wzrok - niestety, ale byłem umówiony i jestem teraz pilnie potrzebny i raczej tam gdzie idę nie mogę cię ze sobą zabrać, ale obiecuję, że za niedługo po ciebie przyjdę, posiedzimy, napijemy się jeszcze czegoś. Widzisz tego barmana? - wskazał na ciemnoskórego, bardzo dobrze zbudowanego mężczyznę za barem, który patrzył w naszą stronę, był uśmiechnięty, elegancko ubrany i posiadał parudniowy zarost, który dodawał mu jeszcze więcej męskości. Uśmiechnął się ukazując rząd prościutkich, białych zębów i pomachał mi na powitanie, odwzajemniłam uprzejmości i spojrzałam znowu na Jimmyiego.
- Ale nie zapomnisz o mnie i nie zostawisz mnie tutaj, co nie?
Jimmy zaśmiał się, a Nahii na ten widok zrobiło się przyjemnie.
- Nie, oczywiście, że nie. Tylko musisz być cierpliwa. Dobra, lecę, bo mnie zabiją. - ucałował jej policzek i zaczął się powoli oddalać, rzucił jeszcze tylko krótko - Do później, malutka.
Nahia kierując się do baru rozmyślała nad jego ostatnimi słowami. Chcąc nie chcąc uznała to za urocze. Od czasów... jej ostatniego przyjaciela nikt nie nazwał jej 'malutką', a to było parę lat temu jeszcze w Stanffordshire.
- Nieważne. - warknęła sama do siebie. To był już dla niej zamknięty rozdział, obiecała sobie, że nie będzie o tym wspominać. Nawet samej sobie. Ale czy teraz będzie to możliwe. Może jej nie pozna. Oby.
- Cześć, jestem...
- Tak, wiem, wiem. Jesteś Nahia, przyjaciółka pana Page'a.
Przyjaciółka? Pana Page'a?
- Ja mam na imię Stephen i będę się tobą opiekował do czasu aż pan Page nie wróci z koncertu.
- Masz się mną opiekować? - Nash zmarszczyła brwi.
- Tak, mam dopilnować, aby niczego pani nie zabrakło, żeby nikt pani nie zaczepiał, nie przeszkadzał i żeby pani nic się nie stało.
- Nic mi się nie stało mówisz? Okej, niech będzie. I tak poza tym jestem od ciebie zdecydowanie młodsza, proszę, zwracaj się do mnie po imieniu.
- Nie wiem czy powinienem, przykro mi.
- Dlaczego!? Ahh... zresztą, nieważne. Mógłby mi pan zrobić jakiegoś drinka?
- Stephen. - mężczyzna poprawił ją, ona w odpowiedzi spiorunowała go wzrokiem. - Już się robi.
- Proszę, whisky z colą. Ile płacę?
- Nic proszę pani.
- Nic?
- Wszystko na rachunek pana Pagea.
- Nie ma mowy! - Nahia się zdenerwowała. - W tej chwili mi powiedz ile kosztuje ten cholerny drink!
- Przykro mi panienko.
Tego było już za wiele, Nahia wzięła drinka, położyła na barze banknot 50 dolarowy i odeszła. Była strasznie wściekła, że nikogo tu nie zna i jeszcze bardziej wściekła, że Jimmy kazał jakiemuś barmanowi się nią opiekować. A może bardziej tego nie rozumiała.

Stała na środku klubu i dosłownie nie miała zielonego pojęcia co ma teraz zrobić, gdzie iść. Przypomniała sobie jednak, że jeżeli dobrze zrozumiała, to Jimmy ma dzisiaj koncert. Co oznacza, że zobaczy Led Zeppelinów na żywo! Szybko przestała żywić do kogokolwiek urazę, a wręcz cieszyła się wieczorem i nadzwyczaj smacznym drinkiem. Po jakimś czasie ze sceny zeszły tancerki go-go, a zapowiedzieli koncert Zeppelinów.