poniedziałek, 19 listopada 2012

Imprezę czas zacząć...

Nahia obudziła się jak zwykle ze słuchawkami oplecionymi wokół szyi, tyle że tym razem już nie w swoim niesamowicie miękkim łóżku, lecz na podłodze, której tym mianem określić się raczej nie dało. Była już pewna co kupi za swoją pierwszą wypłatę. Oczywiście najpierw musiała znaleźć jakąkolwiek pracę, o ile...
Jeszcze raz rozejrzała się po swoim malutkim mieszkanku, co prawda wczoraj już zrobiła mały obchód, lecz była zbyt zmęczona, by zwrócić uwagę na wszystko po kolei. Oprócz faktu, że to miejsce musiało przejść gruntowny remont, wszystko inne jej tam pasowalo i  było właśnie tak jak sobie wymarzyła... no, może z paroma małymi odstępstwami, które nie miały jakiegoś większego znaczenia. Zaraz gdy skończyła nacieszać oczy i ego swoimi małymi czterema ścianami, wciągnęła na siebie kuse, czarne  spodenki, ukochaną, bardzo znoszoną kszulkę z logiem Jack Daniel's i zmierzwiła swoje długie blond włosy palcami. Miała już konkretny, skrzętnie ulożony plan gdzie iść i co kupić. Już od dawna wolnymi chwilami śledziła z uwagą mapy najpopularniejszej części Los Angeles, więc wiedziała, że nie powinna mieć problemu, by znaleźć odpowiednie sklepy, których zapewne była tam niezliczona ilość. Skierowała się ku drzwiom, wyszła na klaustrofobiczną wręcz klatkę i zaczęła zmagać się z zamkiem.
- Zapamiętać, odwiedzić sklep dla cholernych majsterkowiczów! - wycedziła przez zęby sama do siebie z nieukrywaną złością. Po jakiejś chwili jakimś cudem udało jej się zamknąć stare, mocno zdezelowane drzwi mieszkania.
- Tak! - szepnęła radośnie w myślach dziękując Bogu.
Pospiesznie zbiegła ze schodów celowo omijając windy. Nie żeby się ich bała, po prostu wolała nie kusić losu, ten całkiem dobrze bawi się jej kosztem. Gdy opuściła już apartamentowiec, z uśmiechem się rozejrzała po okolicy. Wyglądała na całkiem spokojną... w sumie czego innego ma się spodziewać o 8 rano? Naprzeciw bloku był maleńki, uroczy park, w którego sercu umieszczono stosunkowo dużą fontannę, dookoła niej postawiono parę ławeczek, całkiem zadbanych ku zdziwieniu Nash. W mieście gdzie mieszkała dotchczas nic takiego nie miało prawa bytu, zaraz albo ktoś by je wyniósł albo zniszczył do końca. Podobała jej się także ta zieleń. Wiele drzew, trawników, krzewów. Było po prostu idealnie. Zważywszy, że koszty za wynajem nie są zbyt duże, nie biorąc pod uwagę kaucji,  nie mogła na nic narzekać.
Wsiadła do swojego samochodu i odpaliła silnik. Spojrzała na kontrolkę paliwa i z niezadowoleniem stwierdziła, ze najpierw musi zatankować.
Jej plan na ten dzień nie był zbyt ambitny. Niezbędne zakupy, poszukiwanie pracy, odpczynek w pustym domu i wieczorne zwiedzanie Sunset Strip. Kolejne marzenie, które właśnie tego dnia miało się spełnić.

Spełnianie marzeń jest takim słodkim uczuciem. Nie wiem dlaczego ludzie poświęcają chęć uszczęśliwiania samego siebie na rzecz całkiem niepotrzebnych spraw. Może to kolejna indywidualna cecha związana z patrzeniem na świat oczami realisty... nie wiem.
Tak właściwie ja nie byłabym w stanie przeżyć, gdybym nie mogła robić tego czego zapragnę, oczywiście w miarę rozsądku. Wielu ludziom wydaje się, że większość marzeń jest nie do spełnienia, ja uważam wręcz przeciwnie. Tyle rzeczy można zrobić bez jakiegoś większego wysiłku. Oczywiście jeśli marzy się o czymś ambitniejszym, to praca jest wręcz wskazana, ale bez pragnień, w życiu nie byłoby nic ciekawego. Oddanie się przyjemności z przeświadczeniem o pracy, którą trzeba było wykonać jest chyba bezcelowe... Zawsze coś trzeba poświęcić, żeby osiągnąć swój wlasny spokój wewnętrzny.

Z samochodem pełnym zakupów już kierowała się w stronę obecnego miejsca zamieszkania, lecz przypomniała sobie o zamku, który wymaga szybkiej naprawy, albo w ogóle wymiany. Zawróciła więc w poszukiwaniu sklepu dla budowlańców i rozmyślała nad wygodą posiadania auta, nie był to może jej wymarzony wóz, aczkolwiek był zadbany, a co najważniejsze sprawnie działający.
Zaparkowała jak najbliżej budynku. Myśl o odmalowaniu ścian okazała się całkiem przyjemna... będzie miała co robić w oczekiwaniu na odzew od potencjalnych pracodawców.
Mknęła pomiędzy półkami myśląc o nowych kolorach ścian, czystym i w miarę umeblowanym już mieszkaniu, które miało być jej prywatnym azylem, nie zwracając zbytnio uwagi na nic za nią, czy... przed nią. Jej wysoko uniesiona głowa nie pozwoliła jej zauważyć mężczyzny kucajacego tuż przed nią. Dosłownie się o niego potknęła posyłając go na kolana, a samej opierając się o jego plecy. Uprzednio upuściwszy oczywiście wszystko co niosła, na szczęście nie było tego za wiele.
- Co do k...!? - ciemnowłosy mężczyzna podniósł zdecydowany głos w rozdrażnieniu.
Nahia błyskawicznie cofnęła ręce mocno zażenowana.
Podeszła do niego z przodu pomagając mu wstać. Przepraszając histerycznie schyliła się by podnieść pozostawione przez niego rzeczy z podłogi sklepowej.
- Przepraszam, cholernie bardzo przepraszam! Nic panu nie jest!? Naprawdę przpraszam! Nie chciałam... - potokiem słów miała zamiar załagodzić sytuację. - Jestem taka nieuważna - dodała półgłosem. - Nie mam pojęcia o czym ja myślałam! Proszę mi wy...
Ciemnowłosy najwyraźniej dobrze się bawił słuchając tych jej zdaniem nędznych tłumaczeń, jego połśmiech wyraźnie ją frustrował.
- Dobrze, już dobrze! Nic już nie mów, nic się przecież nie stało. - uśmiechał się mężczyzna.
- Jak Pan może tak w ogóle mówić!?
- Po pierwsze, poważnie wyglądam aż tak staro, żeby mówiono do mnie na 'pan'? Po drugie naprawdę nic się nie stało. Błagam, przestań panikować i histeryzować.
- Ja nie... oh... - westchnęła przerywając, wdawanie się w dyskusję z kimś, komu się wyrządziło krzywdę wydawało się nie na miejscu. - Ale jest pan stuprocentowo pewny? - widząc jego pobłażliwą minę szybko się poprawiła. - Znaczy... czy jesteś pewny?
- Tak, tak, tak!
- Dobrze więc - już miała odchodzić, lecz spojrzała na swoje dłonie, które kurczowo ściskały taśmy malarskie. Oddała mężczyźnie rzeczy i zaczęła zbierać swoje.
- Śrubokręt? - Spytał spod przymrużonych oczu. Najwyrazniej jemu jednak nie było spieszno.
- Eee... tak. Jakoś trzeba sobie radzić. - Nash odpowiedziała nie zastanawiając się nad dwuznacznością wypowiedzianych słów. Facet przyglądał jej się z rozbawieniem. Gdy zobaczyła jego minę nagle jej policzki zalały się purpurą, nieświadomie zaczęła przygryzać dolną wargę. Kolejny nawyk w zbyt żenujacych momentach, którego nie była w stanie się oduczyć.
- Myślę... myślę, że powinnam już iść. Jeszcze raz przepraszam i do zobaczenia - w myślach szybko  dodała 'oby nie, oby, kurczę nie'.
Zaczęła szybko przebierać niezbyt długimi nogami, jej chód raczej przypominał wolniutki bieg niż chód. Musiała jeszcze wybrać odpowiednie farby i przybory.
Mając już wszystko co było jej potrzebne oraz zapominając już o całym zdarzeniu skierowała się ku wyjściu. Ale przed sklepem czekała ją jakże miła niespodzianka, której nigdy by się nie spodziewała. Mianowicie stał tam opierając się o ścianę ciemnowłosy chłopak. Tak, teraz zauważyła jego młodą, przystojną twarz. Na której ciągle był ten wyraz rozbawienia, który tak bardzo wyprowadzał ją z równowagi. Na dodatek kojrzyła ją z kimś, oczywiście szybko odrzuciła tę myśl uznając ją za niedorzeczną. Nie wysiliła się nawet na grymas przypominajcy uśmiech, tylko znów szybkim krokiem ruszyła tym razem w stronę samochodu. Reklamówki ułożyła na tylnej kanapie, usiadła na swoim miejscu i rąbnęła głową w kierownicę uruchamiając tym samym klakson, zbytnio się tym nie przejęła. Leżała tak przez krótką chwilę, lecz po chwili usłyszała coś jak pukanie w szybę. Podniosła głowę i odwróciła ją w prawo. Ten widok znowu jak kolejna niespodzianka ją zaszokował. Otworzyła drzwi i spojrzała na swoją niedawną ofiarę, którą niechcący potrąciła.
- Wiedziałam, że coś się stało!
- Dlaczego tak myślisz?
- Inaczej byś mnie tak nie dręczył... Czego potrzebujesz? Odszkodowania? Mam cię zawieźć na pogotowie?
- Jezu Chryste, nie! Niczego od ciebie nie chcę. Oprócz imienia, adresu i chęci spędzenia z tobą tego wieczoru, niczego innego od ciebie nie chcę. - uśmiechnął się tak uroczo, że nawet jej zrobiło się miło.
- Skąd mam wiedzieć, że nie jesteś jakimś dewiantem, zapraszasz dziewczyny na 'wieczòr', potem gwałcisz i zabijasz? Hm?
- Nie wiem, czy w miejscu gdzie mieszkałaś do tej pory tak się działo, ale ja na pewno nie jestem typem takiego 'dewianta' jak to ładnie ujęłaś.
Musiała się chwilę zastanowić.
- A więc... jak masz na imię ciemnowłosy, przystojny człowieku, który nie jest takim dewiantem jakiego opisałam?
- Jimmy.
- Jimmy, okej. Czy nie potrzebujesz podwózki?
- Właściwie too... z miłą chęcią się przejadę - wypowiadając te słowa kierował się w stronę miejsca dla pasażera. Gdy ulokował się już wygodnie kontynuował rozmowę. - A więc... jak ty się nazywasz, śliczna, nieuważna dziewczyno? -  na dźwięk tych słów zamarła i znowu zaczęła przygryzać dolną wargę. Jimmy przyglądał się jej w spokoju jakby przetwarzajac każdy milimetr jej twarzy. - Hm?
- Nahia, Nash... jak wolisz.
- Równie śliczne imię.
Jej twarz nagle nabrała koloru żywej czerwieni.
- Nie umiesz przyjmować komplementów... - Jim udał nadąsanie. Dziewczyna zaśmiała się uroczo. - Tak lepiej. Masz śliczny uśmiech. Nie ukrywaj go!
- Dobra, koniec, bo zaraz oboje dostaniemy cukrzycy. Więc... dokąd chcesz jechać?
- Najlepiej tam gdzie ty, a potem wyciągnę cię na Sunset.
- I tak tam miałam iść.
- Sama?
- A dlaczego nie?
- Ja bym się bał. Tam jest sporo tych, jak to ujęłaś, dewiantów.
- To dlaczego chcesz mnie tam zaciągnąć?
- Booo... booo... Bo tak.
- Mhmm. Wszystko jasne - uśmiechnęłam się do niego. - Właściwie to nikogo tu nie znam. Więc, dlaczego nie.
- Uroczo.
- Tylko co będziesz robił przedtem u mnie?
- Nie wiem... posiedzę, popatrzę na zachód, napiję się z tobą wina.
- Okej, u mnie do siedzenia jest tylko podłoga. Ewentualnie poduszki. Taras jest tak brudny, że nie ryzykowałabym na Twoim miejscu otwierania nawet tych drzwi. Bóg jeden wie co tam można znaleźć.
- Ale wina się napijesz, prawda?
- Hm... Nie. Nie przepadam za alkoholami. Jeśli nie jest to oczywiście piwo.
- Miało być romantycznie. Ale piwo też jest okej.
Nahia zaśmiała się widząc reakcję Jimmiego.

1 komentarz:

  1. Jak ty wspaniale piszesz!! Naprawdę jestem wdzięczna, że trafiłam na twój blog. Błagam tylko, żeby przerwy mieddzy rozdziałami nie były aż tak długieeee! ;)
    Jakbyś mogła wyłączyć weryfikacje obrazkową to byłabym ci wdzięczna :)

    OdpowiedzUsuń