niedziela, 20 kwietnia 2014

Filos #3

- Nie no, czekaj! - Jimmy wyrwał się z jej stalowych "uścisków" i sam chwycił ją dosyć mocno za nadgarstek. - Proszę o wyjaśnienia.
- Teraz, tutaj? Naprawdę?
- Teraz i tutaj! - Prawie że wykrzyczał, lecz chyba nie celowo.
- No dobra -  Nahia oparła się o maskę swojego własnego samochodu i tym razem to ona spróbowała uwolnić się z jego ubezwłasnowolnienia, co spowodowało nic więcej jak bardziej dokuczliwy ból. - No to powiedzmy, że znam, a raczej znałam - podkreśliła dosadnie - Roberta.
- Skąd? Jak? - Dopiero teraz puścił jej  rękę. - I co robią te kartony w twoim samochodzie?
Nahia uderzyła się otwartą dłonią w czoło.
- To o czym najpierw mam mówić? O byłej miłości mojego życia - prychnęła ze śmiechem - czy o kartonach i prawdziwym celu moich odwiedzin?
Jimmy nie wiedział co powiedzieć. Zapewne nurtowała go bardziej historia dotyczącą jego przyjaciela, ale zależało mu na niej, w jakiś sposób. Westchnął głęboko.
- Coś się stało poważnego? - spytał z nieudawanym zmartwieniem.
- Tak. Urodziłam się prawie 18 lat temu - położyła dłonie na biodrach. - Włamali mi się do domu. Zostałam ze zdemolowanym mieszkaniem, choć nie wiem czy tam jeszcze było coś do zepsucia, no i najważniejsze jestem bez kasy - łapczywie złapała powietrza. - Jutro miałam zapłacić za wynajem, ale właściciel nie zgodził się na przełożenie terminu zapłaty, więc byłam zmuszona oddać klucze - kontynuowała. - Nie mam gdzie mieszkać i póki co, za co żyć.
- No to ładnie.
Nahia zaśmiała się krótko, po czym zrobiła skwaszoną minę, gotowa do płaczu. Nie mogła jednak sobie na to pozwolić.
- No. Normalnie poszłabym do jakiegoś taniego motelu, czy coś, ale obawiam się, że nawet na to mnie nie stać. Więc przyjechałam cię prosić o pomoc. Jesteś tu jedyną osobą, którą znam. Ale zrozumiem jak się nie zgodzisz, najwyżej wrócę do rodziców. Nie ma problemu. Każdy ma swoje życie, zwłaszcza ty, jako słynna gwiazda rock'a. O Boże... czym ja sobie zasłużyłam!?
Jimmy stał tak w milczeniu przez jakąś chwilę.
- No, widzę że masz własne, poważniejsze kłopoty. Okej. Będę się zbierać - Nahia wstała z maski i skierowała się do drzwi od strony kierowcy. Już miała wsiadać, kiedy nagle poczuła jak ktoś znowu łapie ją za jeszcze leciutko obolały nadgarstek. Spojrzała się na potencjalnego napastnika, który również był w nią wpatrzony.
- Zastanawiałem się... - urwał.
- Hm?
- Zastanawiałem się... czy ty zawsze tyle gadasz? - mówiąc to patrzył w przestrzeń za samochodem, zapewne podziwiając widok małego parku.
Nahia wybuchnęła niekontrolowanym śmiechem. Gdy uznała, że było to trochę nie na miejscu, uspokoiła się, ale dalej się uśmiechała. On również.
- W takiej sytuacji nie zostaje mi nic innego jak zaproponować Ci moją kanapę.
- Naprawdę?
- Naprawdę.
- Będę ci wdzięczna do końca życia, przysięgam.
- No nie wątpię - zaśmiał się delikatnie i zrobił diabelską minę.
Jimmy okazał się być właścicielem najmniejszego z tych domów (swoją drogą i tak był ogromny), które Nahia miała okazję tam zobaczyć, co więcej był on bardzo przytulny, ładnie, nowocześnie urządzony i czysty. Page okazał się być doskonałym gospodarzem, oprowadził ją po swoich "czterech ścianach" dokładnie wszystko pokazał, opisał, wyjaśnił. I mimo że dziewczyna zajmować miała tylko kanapę i bardzo małą część jego szafy, cieszyła się, że będzie miała kogoś przy sobie i że będzie to właśnie Jimmy. Szybko zaklimatyzowała się w nowym, tymczasowym miejscu zamieszkania... Fakt, że musiała się wyrzec prawie wszystkich nawyków dziewczyny posiadającej w przeszłości chociażby własny pokój z łazienką trochę ją speszył, ale nie mogła narzekać. Przynajmniej miała gdzie spać. Gdy zdążyła się rozpakować akurat wybiła godzina 8. Mogła więc usiąść na chwilę, później wziąć prysznic i pójść spać. Tak właściwie to nie miała ochoty na nic więcej.
- No nareszcie skończyłam - rzuciła z uśmiechem wychodząc z sypialni Jimmiego.
- To co? - Odwzajemnił jej uśmiech. - Usiądziemy i napijemy się czegoś? Mam całkiem smaczne wino, wiem że nie przepadasz, ale nie mam nic innego. Chyba, że wolisz wódkę.
- Nie, to dziwne, ale nie mam zbytniej ochoty na alkohol dzisiaj. Jedyne co bym teraz robiła to spała.
- Nie ma sprawy, już przynoszę ci pościel.
- Nie no. Nie no, co ty. Pójdę spać dopiero jak ty się zdecydujesz. Nie dość, że ci okupuję salon, to jeszcze będę dyktować kiedy masz iść spać. Błagam. Poza tym nie pracuję, jeszcze, co swoją drogą mam nadzieję się szybko zmieni, więc mogę posiedzieć do późna. Tylko muszę cię uprzedzić. Śpię do południa. Albo nawet dłużej. Nie wiem dlaczego tak się dzieje, ale jest tak od kiedy pamiętam. Zawsze rodzice wściekali się na mnie bo zasypiałam do szkoły, albo w weekendy sypiałam do trzeciej. I znowu ten słowotok... wybacz.
Jimmy znów się roześmiał kiedy zobaczył jak w zdenerwowaniu uderzyła się pięścią w czoło.
- Nic nie szkodzi.
Nahia westchnęła.
- Może Ty mi coś o sobie opowiesz? Co robisz, gdy nie jesteś zajęty karierą aspirującego muzyka?
- Aspirującego muzyka, hę? - Nagle uśmiech z jego twarzy zniknął. - No co ja ci mogę powiedzieć... Robiło i robi się różne rzeczy. Póki co nie jesteśmy w trasie, więc jakoś wszystko idzie.
- I to tyle?
- Tyle? A czego się spodziewałaś?
- Nie wiem. Jakichś szalonych opowieści pełnych narkotyków, przelotnych miłości, romansów i w ogóle.
- Nie lubię o sobie mówić, nie mam być z czego dumnym póki co, nie jestem wzorem do naśladowania i chyba nigdy nie będę.
Dziewczyna zmilkła w zastanowieniu. Wydawałoby się, że chłopak także. Siedzieli tak przez dłuższą chwilę oboje pogrążeni we własnych myślach. Nagle z dosyć intensywnego letargu wyrwało ich donośne pukanie do drzwi. Jimmy skrzywił się w zdziwieniu i spojrzał na Nash. Ona tylko wzruszyła ramionami i rzuciła:
- Jestem zmęczona. Poza tym nie chcę się naprzykrzać, mogę iść do twojej sypialni? Obudzisz mnie, jeśli zdążę usnąć.
- Jasne, nie krępuj się. Wiesz gdzie wszystko jest, więc idź.
- Dziękuję - rzekła z uśmiechem wspięła się na palcach i przytuliła go mocno. Jimmy w zdumieniu chciał coś odpowiedzieć, ale dziewczyna tak szybko jak go złapała, tak szybko się od niego oderwała i pobiegła na górę. Chłopak wolnym krokiem podszedł do drzwi wejściowych, by zaprosić do środka gościa. Za drzwiami stał Robert. Jim nie był nawet zaskoczony, właściwie to nawet się go spodziewał.
- No, to skąd znasz Nahię? - Rob spytał bez zastanowienia ledwo co przekraczając próg drzwi.
- Żadnego "cześć" albo "co słychać"?
- Nie przyszedłem pierdolić bez sensu. Dobrze wiesz, że zapowiedziałbym wizytę wcześniej.
- No tak... Ale czemu ona cię tak bardzo interesuje?
- Pierwszy zadałem to pytanie i chciałbym żebyś na nie odpowiedział - Robert wydawał się być o coś rozzłoszczony.
- Wpadliśmy na siebie w sklepie parę dni temu, wydawała się miła, więc się przedstawiłem...
- I tyle? Chcesz mi powiedzieć, że to był zwykły przypadek?
- No a czego się spodziewałeś? Że prześledziłem twoją przeszłość w poszukiwaniu jakichś brudów?
Robert zamilkł na dłuższą chwilę.
- Po prostu ten zbieg okoliczności wydał mi się trochę śmieszny i nie na miejscu, dlatego przyszedłem zapytać - odpowiedział skonsternowany.
- No widzisz, takie rzeczy się jednak zdarzają. Chcesz coś do picia?
- Najlepiej wódkę.
Jimmy przystanął na chwilę i spojrzał w stronę schodów zamyślony. Nie wiedział czy to był dobry pomysł, ze względu na Nash, ale coś mu mówiło, że jego przyjaciel nie byłby zbyt zadowolony, gdyby się dowiedział, że ona wówczas śpi w jego pokoju. Przecież kiedyś byli parą, przynajmniej tyle wywnioskował.
- To co? Masz tę wódkę, czy nie? - Niecierpliwił się Robert.
Jimmy szybko podszedł do lodówki i wyjął alkohol i sok pomarańczowy. Szklanki leżały tuż przy stole, więc nie musiał za bardzo się napracować.

W końcu po wypiciu pierwszej połowy litra Robert się odezwał:
- Byliśmy kiedyś parą.
- Domyśliłem się.
Robert podniósł wzrok znad szklanki i wbił go w Jimmiego.
- Była moją pierwszą prawdziwą dziewczyną. Idealnie taką jakiej chciałem. Szczera, szalona, ładna, urocza, niestosowna, ale skromna. Nie można mieć wszystkiego. Byłem wtedy od niej dwa lata starszy. Niby niewielka różnica, ale była widoczna. Jej rodzice nigdy nie puścili by jej razem ze mną. Przykładna rodzina z planami dla swoich dzieci... Mimo, że dziewczyna była idealna.
- To co się stało, że już nie jest?
- Musiałem stamtąd wyjechać. Błagam cię, kurwa. Nie mogłem siedzieć na dupie patrząc jak życie ucieka mi między palcami. Nie nadawałem się na męża, nie o tym marzyłem. Wiem, że byłem dupkiem mówiąc jej, że będę pisał i odwiedzał. Wiem, że zawiodłem ją mówiąc, że po nią wrócę. Niczego jednak nie żałuję.
Tym razem to Jim oderwał wzrok znad szkła wbijając wzrok w Roberta. Dobrze, że Nahia nie musi tego słuchać. Załamałaby się. Przykre, pomyślał. Tak właściwie to od kiedy mu tak bardzo zależało na jakiejkolwiek dziewczynie. Mógł mieć prawie każdą, dlaczego tak bardzo zależy mu na jej uczuciach? Nie potrafił odpowiedzieć na to pytanie. Podziękował w duchu za alkohol i znowu napełnił sobie szklankę do połowy.
- Nie powinienem pić - powiedział, przechylił szklankę i wypił wszystko za jednym zamachem.

1 komentarz:

  1. Pisałam Ci już, że wspaniały rozdział :) ale jak będziesz kazała mi znowu czekać tyle czasu to cie osobiście uduszę. Polecę do tej Irlandii i obrzuce Cie pająkami :)

    OdpowiedzUsuń