czwartek, 26 grudnia 2013

Filos #2

- Mój Boże... - westchnęła Nahia na widok wschodzącego słońca. Całą noc nie zmrużyła oczu leżąc w rozkopanej pościeli i kontemplując nad sensem życia. - Może gdybym jednak w Ciebie wierzyła, byłoby łatwiej?
Wygramoliła się z tego prowizorycznego łóżka i z brakiem jakiejkolwiek energii ruszyła do łazienki. Spojrzała mimowolnie na przesunięte wieko toalety i jej oczy ponownie zaszły łzami. Szybko wyskoczyła z koszulki, weszła pod prysznic, odkręciła wodę i gdy łzy wypłynęły z jej spojówek zdążyły zmieszać się z zimnymi strożkami wody. Uspokoiła się. Nawet wiedząc, że to tylko chwilowy, przekłamany spokój, upajała się każdą jego sekundą. Nie mogła sobie pozwolić na nerwy i smutek. Nie mogła, ale wydawało się to w tej sytuacji nieuniknione, bo w sumie kto cieszyłby się z
całkowitego braku kasy, przez obrabowanie? Czasami żałowała, że nie jest kompletnie wyprana z jakichkolwiek emocji, to na pewno uchroniłoby ją przed huśtawkami emocji, depresjami, czy brakiem perspektyw i motywacji. Takie stany zaczęły pojawiać się u niej w wieku szesnastu lat, po perypetiach, które wówczas przeżyła. Zawsze była osobą, która nadmiernie się angażowała w relacje z innymi, przywiązywała się do każdego, kto okazał jej choć trochę sympatii, bądź ciepła. Niedługo po wyjeździe Roberta znalazła paczkę trzech osób, która wkrótce powiększyła się o nią jedną. Byli oni najlepszymi przyjaciółmi, jak wówczas sądziła, zawsze idealnie się dogadywali, spędzali codziennie ze sobą czas, na poczatku raz na jakiś czas przy piwku, później każde ich spotkanie wiązało się z alkoholem. Kiedyś wpadli nawet na pomysł, żeby spróbować czegoś innego. Niby nie było to szkodliwe, nie miało ponoć skutków ubocznych, ale jej za bardzo spodobało się to uczucie, które następowało po zażyciu owego środka. Doszło do tego, że przez równy miesiąc żywiła się wyłącznie raz dziennie porządną dawką tabletek. Zrzuciła wtedy parę kilo i w końcu nawet była zadowolona po części ze swojego wyglądu. Ale co jej po wyglądzie, kiedy jej zdrowie psychiczne uległo drastycznej zmianie. Zero chęci, zero perspektyw, zero czegokolwiek. Już przedtem miała kłopoty z poprawną obecnością w szkole, odurzenie niestety w tym nie pomagało. Była zmuszona zerwać z nimi kontakt, na parę tygodni. Oni niestety uważali, że opuściła ich na zawsze i nie dali jej szansy wyjaśnienia całej sprawy.Od tego momentu nie jest już taka sama. Woli zostać w domu, samotnie, nie lubi poznawać nowych ludzi, nie lubi tłumu ani rozmów. Woli zostać w domu z książką, muzyką i samą sobą.

Po dosyć długim prysznicu nadszedł czas przemyśleń co dalej. Szykując się, starała się wykombinować jakieś rozwiązanie, które mogłoby dać jej trochę pieniędzy, ostatecznie kupić trochę czasu. W końcu jutro miała zapłacić kaucję i pierwszy czynsz za wynajem. Właściciel był i tak nadto wyrozumiały dając jej parę dni na zaklimatyzowanie się w "nowym" mieszkaniu. Złożyła przecież podania o pracę w paru miejscach, ale zanim dostanie pisemną odpowiedź, niestety minie jeszcze z tydzień.

Ciągle myśląc spakowała swoje rzeczy z powrotem do kartonów i zaniosła je do samochodu. Przeszło jej przez myśl, że mogłaby nawet mieszkać w nim, ale szybko uznała to za absurdalny pomysł. I chyba słusznie. Na gwałt potrzebowała pracy, to było jej wiadomo. Zostało jej naprawdę niewiele gotówki, a nie chciała niepotrzebnie (?), niepokoić rodziców.

No i co, do cholery teraz!? Spróbuj żyć jak człowiek, legalnie, uczciwie, to nie... zawsze musi się coś przydarzyć. Od małego wiedziałam, że jestem nierozgarnięta i ogólnie jest ze mną wszystko nie tak, ale czemu takie przykre wydarzenia zawsze muszą właśnie mi się przytrafiać? I jak tu wierzyć w tego pierdolonego Boga, kiedy nie ma się do tego najmniejszych powodów. Miłosierdzie, sprawiedliwość, zrozumienie... nie znam tych pojęć w praktyce, a teoretycznie wiem, że podobno istnieją. Jak mogłam być na tyle głupia i myśleć, że jestem w stanie żyć tutaj w LA na nawet minimalnym poziomie? Skończ w końcu żyć marzeniami, one nigdy się nie spełnią, a zwłaszcza jeśli jest się osobą aż tak bierną w działaniu jak ty.

Nie miała wyboru, wybrała się więc do landlorda tego mieszkania z prośbą o przesunięcie terminu zapłaty, ale było tak jak myślała. Właściciel nawet nie chciał o czymś takim słyszeć. Kazał oddać jej klucze i ewentualnie wrócić z pieniędzmi. Było to na tamtą chwilę niemożliwe. Potrzebowała czyjegoś wsparcia, przecież jedyną osobą, którą tu znała był Jimmy. Szybko zaczęła żałować, że wyprowadziła się od rodziców, nawet zniosłaby 5 lat dalszej nauki. Pomyślała nawet o powrocie do Anglii, ale to z oczywistych powodów także było na chwilę obecną poza zasięgiem Nash.

Potrzebowała teraz kogoś. Kogokolwiek. Ale nie znała przecież adresu pana słynnego Page'a... Jedynym wyjściem był powrót do Whisky i próba podpytania kogoś o niego. Pojechała więc do samego centrum Sunset Strip, zatrzymała się pod barem i podeszła pod wielkie drzwi budynku. Nacisnęła klamkę, ale niestety drzwi ani drgnęły. Zaczęła więc dosadnie w nie pukać. Przecież musiał ktoś tam być. Spojrzała przez mocno zabrudzone okno, po lewej stronie od wejścia i z trudem, ale dostrzegła jakiś kształt lawirujacy pomiędzy stolikami. Znowu ponowiła próbę dostania się do środka pukając zawzięcie. Po paru minutach od środka otwierał drzwi. Doszedł ją dźwięk odsuwanej zasuwy. Po chwili zza drzwi wynurzyła się glowa młodego barmana, którego miała okazję poznać noc wcześniej.
- Cześć! - uśmiechnęła się uprzejmie. - Poznaliśmy się wczoraj, pamiętasz? J...
- Tak, pamiętam. Czego panienka oczekuje o tej porze? Zamknięte!
- Mam pewne pytanie dotyczące pana Page'a.
- Hm? - mruknął zachowując swoją kamienną twarz.
- Znasz może jego adres? Bądź wiesz gdzie się teraz znajduje?
- A jak panience powiem, to da mi panienka spokój?
Nahia pokręciła głową z odrazą. Przeszło jej przez myśl, że facet urodził się w złej epoce.
- Tak.
- A wiec, nie wiem gdzie on może być teraz, ale mieszka na wzgórzu hollywoodzkim, nie znam dokładnego adresu, ale znajdują sie tam tylko trzy domy, jeden z nich nalezy do pana Page'a.
- Dziękuję Ci... - zacięła się na chwile.
- Nie ma za co. Do widzenia.
- Na razie. - Nahia odwróciła się od drzwi i wróciła do samochodu. Wyciągnęła starą, porwaną mapę i zaczęła dokładnie ją studiować w poszukiwaniu owego miejsca. Swoją drogą, przeszło jej przez myśl, że musi mieć mnóstwo kasy, skoro stać go na własny dom na tym wzgórzu. Gdziekolwiek on się znajdował.
Nie miała większego problemu w dostaniu się tam. I faktycznie, znjadowaly się tam tylko trzy domki, średnich gabarytow, ale bogato wyglądających. Nie miała zbyt wiele do stracenia, wiec poszła do pierwszego z brzegu i znów zapukała. Po paru chwilach drzwi otwarły się z hałasem, a przed nimi stanął wysoki blondyn, którego Nahia doskonale znała i którego miała nadzieję już nigdy nie zobaczy.
- Tak? - powiedział sam Robert Plant znudzonym głosem.
Nahia stała jak wryta nie wiedząc co ma powiedzieć. Gdy doszła do wniosku, że milczy już zbyt długo sięgnęła niepewnie do swoich okularów przeciwsłonecznych i odsłoniła oczy.
- O mój Boże! - krzyknął blondyn. - Nahia, Nash! Co ty tu w ogóle robisz!? Tak dawno Cię nie widziałem!
Na te słowa nastawienie dziewczyny uległo drastycznej zmianie. Z niepewności i żalu zmieniło się w złość i niepohamowaną furię.
- Dawno mnie nie widziałeś, dawno nie rozmawiałeś, dlaczego!? - zaczęła cedzić przez mocno zaciśnięte zęby. - Tak mnie zapewniałeś, że będziesz pisał, że będziesz przyjeżdżał co jakiś czas. I nigdy się nie doczekałam... Żadnego słowa, ani jednego pieprzonego słowa!
- Ale spokojnie... - Plant złapał się za tył głowy i podrapał się.
- Spokojnie? Ja mam być spokojna? Jestem ciekawa jak ty byś się czuł! A! Zapomniałam, przecież ty nie masz uczuć. Jesteś zimnym, skończonym skurwysynem.
Ich wymianę zdań... a raczej monolog umoralniający Nash przerwał nie kto inny jak Jim.
- To wy się znacie? - spytał z takim wyrazem twarzy jakby miał zaraz zejść na zawał.
- Widać, nie tak dobrze jak mi się wydawało w przeszłości. Nieważne. Przyjechałam do ciebie. Mam kłopoty i prośbę.
- Kłopoty? Jakie kłopoty!? - wtrącił się Rob.
- Moje kłopoty, to już od dawna nie twoja sprawa. Żegnam więc - odwróciła się na pięcie i złapała Jimma pod rękę. - Idziemy - wydała rozkaz, którego ciężko było nie wykonać, wiec bez słowa ruszył za nią.

9 komentarzy:

  1. Jak się cieszę, że dodajesz coraz więcej rozdziałów!! Mam nadzieje, że nie jest to chwilowe :)
    Co do notki to naprawdę niesamowicie!! Ehh, ciekawa jestem gdzie Nahia teraz zamieszka. Osobiście preferuje Page'a :D
    Tak myślałam, że otworzy jej Robert. Dobrze, że przynamniej ją rozpoznał.
    Na miejscy Nahi zareagowalabym tak samo. Tyle lat się nie odezwał i odniosłam wrażenie, że ona wręcz powinna się na niego rzucić i go wycalowac bo tyle się nie widzieli.
    Ciekawa jestem co w tym momencie gdy razem z Pagem wychodzili z domu, Jimmi sobie myślał...
    Chciałabym jeszcze tylko dodać, że każdy Twój nowy rozdział jest coraz lepszy, a Ty rozwijasz się niesamowicie szybko jeżeli chodzi o pisanie. Nie widzę żadnych błędów, wszystko napisane genialnie, tekst jest spójny, a czytelnik czyta wszystko z wielką przyjemnością i łatwo wyobraża sobie wszystkie sytuacje.
    Nie mogę się doczekać nowego rozdziału i mam nadzieję, że jakoś szybko go dodasz... :33 :**

    OdpowiedzUsuń
  2. Znaczy odniosłam wrażenie, ze według niego ona powinna się na niego rzucić. Sorka, ale jestem na telefonie i jakoś opornie idzie mi pisanie komentarzy..

    OdpowiedzUsuń
  3. Jesteś najgenialniejszym czytelnikiem, ever! ;)) (wielu ich niestety nie mam, bo nie bardzo umiem się tym zająć, ale nieważne). Cieszę się niezmiernie, że podoba Ci się ten rozdział, faktycznie, przyspieszyłam troszkę tempo, tylko nie wiem czy wyjdzie to na dobre o.o
    Co do samego opowiadania Nahia jest wściekła na Roberta, nawet bardzo, ale jedną z jej wad na nieszczęście jest skłonność do wybaczania ^_^ Taki maleńki spojler :P
    A tak w ogóle z niecierpliwością czekam na Twoją kontynuację opowiadań! ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak będziesz chciała to mogę Ci troszkę pomóc w promowaniu bloga... :)
      Kurcze, ciągle zaglądam do Ciebie czy przypadkiem nie ma nowego rozdziału xD uzależniasz :D
      A co do mnie, to jakoś kompletnie straciłam ochotę na pisanie :/ Mam pewien pomysł, ale nie umiem ubrać tego w słowa. No nic, wezmę się w garść i nie długo coś naskrobie.
      Jakbyś chciała po prostu pogadać czy jakbyś miała jakieś pytania to pisz do mnie na emaila. Adres umieściłam na blogu w zakładce O blogu/Autorka czy jakoś tak xD

      Usuń
  4. Mam Cię zadzgać?? Gdzie ten nowy rozdział?? :D

    OdpowiedzUsuń
  5. hej! Fajny blog! Zapraszam do mnie :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  7. Ehh... tak bardzo nie lubię wciskać się komuś w komentarze, by robić znienawidzony spam. Nikt go nie lubi, wiemy o tym!
    Jednak kiedy wraca się po tak długiej przerwie, by znów próbować swoich sił w pisaniu, trzeba od czegoś zacząć. Nawet od reklamowania się!
    W takim razie... pragnę zaprosić na mój nowy blog.Po półtora rocznej przerwie od blogowania. Jestem starej daty. Pamiętam zamierzchłe czasy onetowskich i blogspotowych opowiadań!
    Dosyć lania wody, zapraszam: http://bullshit-and-lies.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dobrze, że tego nie lubisz, bo to chamskie i prostackie :D I niekoniecznie zachęca do odwiedzenia Twojego bloga...
      Ale jestem miłą osobą, i się nie będę odzywać. ;)

      Usuń